Dzisiaj mija pół roku od naszej przeprowadzki do Dąbrowy Górniczej. I choć nie zawsze bywa kolorowo, jest to najlepsze sześć miesięcy od ostatniego roku, jak nie dłużej. Wiem, narzekam na niektóre kwestie, ale wszystko da się przełknąć. Mimo iż nie mam prywatności, mam spokój. Mam bezpieczeństwo. Jestem szczęśliwa, a dzięki temu Maksymilian jest szczęśliwy. Lepiej się rozwija, nie budzi się już w nocy. Zaraża wszystkich swoim uśmiechem, jest radosny i wszędzie go pełno :) Tak, wyprowadzka od Łukasza była najlepszą decyzją w moim życiu.
A na poukładanie reszty przyjdzie jeszcze czas. Mam dopiero 27 lat* i jeszcze, mam nadzieję, kilkanaście pięknych lat przede mną :)
Ostatnio rozmawiałam z koleżanką. Zapytała, czy nie szukam kogoś, w sensie nowego partnera. Jak powiedziałam, że nie, to się zdziwiła. Jesteś jeszcze młoda i ładna, to powinnaś kogoś sobie znaleźć. Powinnam? Chyba niekoniecznie. Nie wiem co w tym dziwnego? Dla mnie to normalne. Potrzebuję czasu by wylizać stare rany, że ujmę to w ten sposób. Na szczęście są powierzchowne, więc szybko się goją, bo te głębokie pozszywałam, by było szybciej ;)
Poza tym, nie chcę spotkać byle kogo. Ten ktoś, jeśli kiedyś się pojawi, będzie musiał zaakceptować to, że mam syna i że to on zawsze będzie dla mnie najważniejszy. Więc będzie musiał być odpowiedzialny, bo jeśli się ze mną zwiąże, na jego barkach też spocznie ciężar wychowywania go, w pewnym sensie. No, ale jakby to powiedziała moja babcia Jeszcze maciek w dupie, a już mu kasze gotują. Dlatego o tym nie myślę. Dla mnie to przyszłość. Nie wiadomo czy dalsza, czy bliższa, ale jednak przyszłość, którą na razie nie zaprzątam sobie głowy. Mam ważniejsze sprawy na ten czas i nimi się zajmuję. Jeśli poukładam sobie teraźniejszość, to przyszłość sama się ułoży :)
Pisała Welonka
* rocznikowo, bo skończę w listopadzie