Już rok minął od mojego rozwodu z Ł. Był to rok wzlotów i upadków, niepewności i nieporozumień. Rok w którym dużo się działo, niekoniecznie dobrze, ale z przewagą miłych rzeczy. Wróciłam w rodzinne strony, zostawiając nieprzyjemną część życia daleko w tyle. Odnowiłam kontakty, z tymi, z którymi było warto i poznałam też kilka nowych osób, z czego z jedną z nich mam więcej niż lepszy kontakt*. Powoli zaczynam załatwiać sprawy, które chciałam załatwić już dawno, jeszcze w Skoczowie. Różnica jest tylko taka, że na to co chcę, mam większe szanse tutaj. Moja zniszczona samoocena również zaczyna nabierać kształtów. Psychika nieco się uspokaja i chyba wkrótce całkowicie wróci do normy. Może nie do końca jest tak, jakbym chciała, ale powoli wszystko się układa. Wierzę, że będzie tak, jak powinno być i że moje zszargane nerwy zaznają w końcu ukojenia. Nie, nie wierzę. Ja to wiem.
Pisała Welonka
* mam nadzieję, że jesteś tego samego zdania :)