Mam tak okropny przestój w życiu, że nic mi się nie chce. Po prostu nic się nie dzieje. Kompletnie nic się nie dzieje. Gdyby nie fakt, że jest w moim życiu Maksymilian, to z tej monotonii to bym ześwirowała. Najchętniej, to nie wychodziłabym z łóżka.
Niektórzy mówią mi, żebym cieszyła się tym co mam, bo inni mają gorzej. No ok, cieszę się, bo wiem o tym, ale to nie zmienia faktu, że monotonia mnie dobija. Jestem tym zmęczona. Dosłownie i w przenośni. Marzę, by wydarzyło się coś ciekawego, jakiś dreszczyk emocji, zastrzyk adrenaliny. Ale nie, ciągle to samo.
Czasem mam myśli, żeby walnąć tym wszystkim i sobie po prostu gdzieś iść. Spakować najpotrzebniejsze rzeczy dla siebie i dziecka i wyruszyć w nieznane. I będzie co ma być. Niestety życie to nie film, więc pewnie skończyłoby się to źle, ale pomarzyć można, prawda?
Chciałabym kiedyś wstać rano i zostać zaskoczona przez życie czymś ciekawym, czymś co długo pozostanie w pamięci. Chciałabym poczuć, że żyję, tak po prostu. Nie chcę spokojnej egzystencji. Chcę by coś się wydarzyło, coś co wypełni tę pustkę jaką czuję. Moja przyjaciółka twierdzi, że dolega mi co innego. No niestety, chyba się nie zgodzę. Bardziej brakuje mi wypełniacza czasu. Zajęcia, które pozwoli mi przestać myśleć o tym co jest, o całej tej dupiatej sytuacji i atmosferze. Myślałam, że znajdę stałą pracę, ale znowu się to musi odwlec w czasie, bo Maks znowu zaczął chorować w przedszkolu. Liczę, że na tej infekcji się skończy, bo ani wyjść z domu, ani nic. I jeszcze większa nuda. Zarówno on jak i ja.
Za każdym razem gdy zaczynam się wybijać, pojawia się coś, co znowu mnie uziemia i znowu zamienia wszystko w monotonie. Mam ochotę krzyczeć i przeklinać, płakać i śmiać się...
Nie wiem gdzie podziała się moja siła, moja motywacja. Uszła chyba ze mnie, tak jak powietrze z plażowej piłki mojego syna. Ale mam nadzieję, że wróci i że przyniesie ze sobą coś co sprawi, że znowu zechcę działać, coś co sprawi, że dzień będzie piękniejszy, a noc spokojniejsza. Coś co da mi pewność, że w ogóle warto się starać, że jest sens tej całej bieganiny, bo życie dla samego dziecka i samym dzieckiem nie jest tym czego pragnę. I nie, nie jestem wyrodną matką, że tak mówię. Jestem po prostu człowiekiem, który też swoje prawa i potrzeby ma. I wiem, że jeśli poczuję się spełniona jako kobieta, to jako matka będę lepsza. Każdy głupi to wie, a jeśli nie, to się teraz dowie, że szczęśliwa matka, to szczęśliwe dziecko.
I klnę się na wszystko co dla mnie ma wartość, że w końcu znajdę to, czego szukam, choćbym miała walczyć o to z całym światem. Bo chcę mieć w końcu spokojne myśli i otwarte serce.
Pisała Welonka
Depresja. Problem milionow ludzi w dzisiejszym swiecie.
OdpowiedzUsuń