Znowu zaniedbałam bloga. Ledwo kilka wpisów, a ja już odstawiam. Pochłania mnie codzienność. Nie chcę pisać eseju na temat tego, co się wydarzyło, bo dziś na to czasu nie mam, ale w końcu będę musiała to z siebie "wyrzucić".
Tymczasem krótka fotorelacja ze ślubu mojej przyjaciółki*, do którego miałam przyjemność świadkować. Jako, że w trakcie ceremonii, a dokładniej przysięgi, wzięło mnie na wspominki, uroniłam kilka łez. Gdyby nie fakt, że powstrzymywałam się, to byłby ich potok. A wszystko uwiecznione na taśmie. Będzie się z czego śmiać :) Poniżej rzeczone fotki.
Torcik, mniam
Pani i Pan H.
To będzie przyjaźń już chyba do grobowej deski
Młoda tańczy ze swoim tatą
A tu Młody z żoną Świadka :)
Jest i Świadek
Więcej zdjęć nie wrzucę, bo z racji oświetlenia wyszły niewyraźnie. Mogę napisać, że impreza była zacna :) A że nie miałam osoby towarzyszącej**, mogłam tańcować z kim i ile chciałam. Unikałam jedynie brata Młodej, bo nie uważam go za osobę grzeszącą inteligencją (co udowodnił przy podziękowaniach dla rodziców), w dodatku zerowe poczucie rytmu odbiło się na moich stopach, a żenujące próby "poderwania mnie" budziły we mnie litość, więc ogromne zadowolenie, jak i nie radość wzbudziło we mnie to, że ... odpadł. Nie umniejszało to jednak weselu, o czym stanowiły moje zakwasy na następny dzień :) Teraz jedynie pozostaje czekać na zdjęcia i film. Oj, a ja taka niecierpliwa! :)
Pisała Welonka
* znamy się od 4-5 roku życia
** długa i skomplikowana historia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie obrażaj i nie używaj wulgaryzmów. Dziękuję :)