Jak często się badacie? Mam na myśli samobadanie piersi. Ja przyznam, że do
niedawna nieczęsto. Nie będę ukrywać, że ostatnio strachu się
najadłam. Sytuacja była zupełnie zwyczajna i codzienna - zmywałam naczynia.
Zaswędział mnie, mówiąc kolokwialnie, cycek. No to nie zastanawiając się nad
tym, najzwyczajniej w świecie podrapałam się i zamarłam. Wyczułam COŚ. COŚ
miało około centymetra długości i jakieś 5 mm szerokości. Nie trzeba mnie było
długo namawiać, ba! Wcale nie trzeba mnie było namawiać do tego, by obejrzeć
drugą pierś i dokładniej tą z COSIEM. Druga okazała się bez żadnych
wyczuwalnych zgrubień, guzków, etc. No to co zrobiłam? NIC. Tak, wstyd się
przyznać, że nic nie zrobiłam w tym czasie, ale problemy osobiste i brak
jakiegokolwiek porozumienia u jednego osobnika (wtenczas mieszkałam jeszcze w
Skoczowie) przesłaniały mi wszystko. COŚ na szczęście postanowiło nie zmieniać
swoich rozmiarów ani kształtu, więc byłam o tyle spokojniejsza.
Minęło parę miesięcy1, w których to zmieniłam miejsce zamieszkania,
uspokoiłam się psychicznie, odnowiłam znajomości, a część poucinałam lub
zakończyłam. COŚ zupełnie wyleciało mi z głowy. Nic nie bolało, było jakby
mniej wyczuwalne2, ale jednak było. Nie zniknęło. Skoro nie
zniknęło, to postanowiłam coś z tym COSIEM zrobić. Udałam się więc do ginekologa,
pokazać swój problem. Po krótkich oględzinach jakże zimnymi dłońmi, lekarz
stwierdził: No, jest tu jakiś obcy.
Dostałam skierowanie na usg, zweryfikować czymże ów obcy jest. Niestety nie
było mi dane iść od razu na badanie. Plany pokrzyżowała mi kolejna przedszkolna
infekcja Maksymiliana. Po prawie 3 tygodniach choroby syna i skończonym
miesiączkowaniu, moim miesiączkowaniu, żeby nie było, w końcu udało się.
Siedziałam pełna czarnych myśli w poczekalni, wśród ciężarówek, bardziej
lub mniej zaawansowanych. Po godzinie słuchania o tym, co jest lepsze, czy
chłopiec czy dziewczynka3 nadeszła moja kolej na badanie. Po
przekroczeniu gabinetu dopadł mnie stres i zastanawiałam się ile mi życia zostało
i jak głupia byłam, ze tak długo z tym zwlekałam. Poważnie, miałam takie myśli
kiedy umrę i co wtedy z Maksem. Lekarz, już inny, który miał ciepłe dłonie, rzucił
okiem na obydwie piersi i kazał się położyć, z rękami za głową. Nastąpiło badanie ultrasonografem. Najpierw jedna, potem druga pierś. I okazało się, że
nic tam nie ma. To znaczy obcy jest, ale nie jest to zmiana patologiczna, która
powinna mnie martwić. Według lekarza jest to tkanka gruczołowata, która „zbiła
się” po okresie laktacji. Z prędkością błyskawicy sięgnęłam pamięcią do czasów,
kiedy Maksymilian nie spożywał nic oprócz mojego cyckowego mleka i coś zaczęło mi
świtać. W czwartą/piątą dobę po porodzie, miałam nawał pokarmowy, gdzie cycki w
dotyku przypominały kamień pokryty cienką warstwą skóry, z gdzieniegdzie wyczuwalnymi
jakimiś grudkami i stwardnieniami, a delikatny dotyk powodował, że mleko
wystrzeliwało na jakiś metr (i nakarm tu dziecko). Czyli w sumie obcy był w
moim cycku od prawie samego początku i gdybym się badała, to wyczułabym go
wcześniej. Na szczęście nie stanowi on zagrożenia dla mojego życia, ale nie
zmienia to faktu, że obcy nie jest mile widziany i trzeba się go jakoś pozbyć.
Jak? O tym zadecyduje lekarz, na jutrzejszej kontroli.
Pisała Welonka
1. szczerze mówiąc minął
ponad rok
2. skubaniec, schował się między żebrami
3. serio? któraś płeć jest
lepsza? a myślałam, że zdrowie najważniejsze