czwartek, 26 kwietnia 2012

O strachu przed nocnikiem i o pracy (znowu)

Wczoraj zakupiłam dla Maksymiliana nocnik. W Kauflandzie są fajne, nawet nieduże, w dodatku zapachowe :) Ten co Maksymilian już ma, jest za duży na jego dupkę, jak się okazało. Posadziłam syna na nocniku, tak na próbę, w ubranku i pampersie. Byłam dumna bo siedział, klaskał radośnie w rączki i patrzył, czy my również mu brawo bijemy. No myślałam, że kupa w nocnik to będzie błahostka, po tym co zobaczyłam. Więc sobie myślę, że od dzisiaj będziemy startować z nauką. Po porannej porcji kaszy, jak już widziałam jego minkę zwiastującą nadejście czarnego bałwanka, zdjęłam mu pampersa, posadziłam na nocnik i.... po moim wczorajszym zadowoleniu zostały tylko wspomnienia. Okazało się, że co innego jak sadzam go w ubraniu, a co innego jak z gołą dupką. Nie było mowy o siedzeniu na nocniku. Na nic zdały się moje miny, zabawianie i zabawki podtykane pod nos, dla zajęcia czym innym jak siedzenie na mini-tronie. Było tylko "mama mama mama" w panice, wyciąganie rączek i uciekanie z nocnika. Po trzech próbach dałam sobie spokój i w obawie o to, by w końcu kupa nie wylądowała na dywanie, założyłam pampersa z powrotem. Nie minęła minuta, a ja czuję znajomy smrodek. Chyba coś robię nie tak, ale nie wiem co. Nie chcę Go zniechęcić i broń Boże przestraszyć nocnikiem. Chciałabym, by robienie kupki do nocnika było dla niego, może nie zabawą, ale czymś miłym. Dlatego, jeśli wiecie jak przekonać dziecko do tego, że nocnik to nie morderca, tylko miejsce gdzie może sobie ulżyć, to byłabym wdzięczna za rady :)

Maksymilian na nocniczku
 


Wiecie co, nie spodziewałam się tak szybkiego telefonu z rozmowy kwalifikacyjnej. Zwykle, jak już coś, to oddzwaniali na następny dzień, lub (co częściej się zdarzało) za kilka dni. A tu proszę, godzina 19:00, dzwoni do mnie babeczka i mówi, że jest zainteresowana moją kandydaturą. Nooo, ale żeby nie było za łatwo, mam dwóch rywali (rywalki?). W poniedziałek mam przyjechać do salonu na 3-4 godziny "na próbę", bym mogła sprawdzić, czy mnie się tam podoba, czy dogadam się ze współpracownikami i oczywiście, by również oni mogli mnie zobaczyć jak się w pracy zachowuję* oraz wybrać między mną, a pozostałą dwójką**. Skakałam z radości. Dosłownie. Maksymilian mi wtórował, choć nie wiedział o co chodzi. I po raz kolejny mam dowód, że dziecko w niczym nie przeszkadza. Nawet w rozmowie kwalifikacyjnej. Wprawdzie miałam małe obawy co do tego, ale widzę, że w końcu trafiłam na ludzi, którzy rozumieją matkę***. Cieszę się ogromnie i wierzę w swoje umiejętności. Zobaczymy, czy im się spodobam. Poniedziałek będzie dniem rozstrzygającym. Trzymajcie kciuki!

Pisała Welonka



* czy aby na pewno to co mówiłam na rozmowie, jest zgodne z rzeczywistością
** oczywiście nie będziemy tam wszyscy na raz :)
*** w końcu, między innymi, z matką miałam rozmowę

środa, 25 kwietnia 2012

O rozmowie i o tym, że nawet z dzieckiem można

Jestem już po rozmowie kwalifikacyjnej. A właściwie to jesteśmy, bo byłam z Maksymilianem. Tak tak, z dzieckiem na rozmowie kwalifikacyjnej. Szalone, ale prawdziwe. Nie miałam z kim Go zostawić, więc zadzwoniłam do mojej potencjalnej pracodawczynie, jeszcze wczoraj i o dziwo uzyskałam zgodę na przyjazd z maluchem*. Byłam, JESTEM z Niego dumna, bo zachowywał się bardzo grzecznie. Nie płakał, nie marudził, chodził sobie po kawiarni (bo rozmowa odbywała się w Klubokawiarni Presso**), bawił się tamtejszymi zabawkami, dzięki temu spokojnie mogłam odbyć rozmowę. Jestem zadowolona. Myślę, że wypadłam dobrze. Nie było sytuacji, kiedy nie wiedziałam co powiedzieć, odpowiedziałam na każde pytanie, sama tez je zadawałam. Była to naprawdę miła, dość luźna (jak na ten typ) rozmowa. Teraz czekam na odpowiedź. Będzie albo negatywna albo pozytywna. Mam nadzieję, że to drugie, choć jak padło pytanie kiedy mogę podjąć zatrudnienie, musiałam powiedzieć, że teoretycznie od zaraz, ale w praktyce inaczej to wygląda, ze względu na Maksymiliana, bo nie ma wolnych miejsc w żłobkach, a byle kogo do opieki nie zatrudnię. Mam nadzieję, ze dziecko nie będzie dla nich przeszkodą w zatrudnieniu mnie. Staram się być dobrej myśli, ale też nie przeceniam się, w końcu zainteresowanie tą pracą jest ogromne, zawsze może znaleźć się ktoś o lepszych kwalifikacjach. Zobaczymy, trzymajcie kciuki!


Foto przedstawiające kawiarnię od środka
(nie jestem jego autorem) 



Pisała Welonka



* powiedziała że sama ma dwójkę dzieci, więc wie jak to jest z półtorarocznym maluchem
** niestety nie mają jeszcze swojej stronki, więc podaję link z facebook'a

wtorek, 24 kwietnia 2012

O prawku i o pracy

Dzisiaj dostałam zwrot podatku. Spora kwota, która umożliwi mi powrót na prawo jazdy. We wrześniu ubiegłego roku musiałam zrezygnować, bo nie miałam pieniędzy. Przez kłopoty finansowe musiałam zrezygnować z tego marzenia. gdybym wtedy wpłaciła całość, bo miałam na tyle, to może już bym prawko miała. Teraz,nie będę się bawić w raty. Znając moje "szczęście" to pewnie znowu by mi brakło. W poniedziałek idę się umówić, nie mogę się doczekać :)

Zdjęcie z zeszłorocznych jazd


A jutro? Jutro mam rozmowę kwalifikacyjną. W niedzielę wysłałam CV i wczoraj do mnie babeczka dzwoniła. Postanowiłam zaryzykować, ale przerażają mnie godziny pracy, bo to salon Play w markecie Kaufland, czyli pracuje się 12/24*. Co więcej okropny jest dojazd, a właściwie to powrót. Po 21:00 mam tylko 2 autobusy, więc będę musiała się streszczać**. Mam kwalifikacje, w końcu przez trzy lata pracowałam w Orange. Play będzie odmianą, bo w pomarańczowej sieci powoli się wypalałam. Więc trzymajcie kciuki, za to, by poszło po mojej myśli i by znalazł się ktoś, kto zaopiekuje się Maksymilianem.


Pisała Welonka







* wiem, bo w Dąbrowie Górniczej, w Orange tak pracowałam
** jeśli mnie przyjmą

piątek, 20 kwietnia 2012

O fajkach i o szukaniu/nieszukaniu pracy

Wróciłam do palenia. Jakoś nie potrafiłam rozstać się z nałogiem nikotynowym na dłużej niż 3 miesiące. Nie było łatwo, bo mój mąż nie uszanował tego, że ja nie paliłam i nie rzucił wtedy, choć mieliśmy razem to zrobić. Teraz jest na odwrót. On rzucił a ja palę. Mam w planach rzucić do końca maja, bo do końca kwietnia już nie zdążę ;) Poza tym, dopiero w maju mogę na nowo brać Tabex. Bez tego sobie nie poradzę, zespół abstynencyjny by mnie wykończył. Tabex, w moim przypadku, jest na tyle skuteczny, że z fajkami żegnam się po 3-5 dniach. teraz zamierzam zrobić to szybciej, tylko trzeba mi do lekarza, bo minusem tych tabletek jest to, że są na receptę. Może dlatego są skuteczne, bo inne odzwyczajacze są, jak dla mnie, o dupę rozbić, mówiąc kolokwialnie. Żeby ułatwić sobie sprawę, kończę też z moim największym wyzwalaczem głodu nikotynowego - KAWĄ. Wiem, ze dam radę, teraz już na dłużej niż 3 miesiące. Za dużo zalet, by nie spróbować ponownie. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o ten temat.

Zastanawiam się nad pracą. Rozważam wszystkie za i przeciw. Z jednej strony jest Maksymilian, który potrzebuje matki w domu, bo ma tylko półtora roku. Nawet w najlepszym żłobku, czy u najlepszej niani nie będzie miał tyle uwagi, co ja Mu poświęcam. bo kto, jak nie ja, okaże mu tak wielką miłość, cierpliwość, zrozumienie, wyrozumiałość, ogólnie uczucia? NIKT. Przecież miłość matki do dziecka jest chyba największą na świecie i na pewno nie do zastąpienia. Poza tym Maksymilian jest bardzo do mnie przywiązany. Nawet jak idę do toalety, to musi mi towarzyszyć, bo nawet krótka chwila samotności go tak przeraża, że jest ryk. Z drugiej strony są pieniądze. Tak, szczęścia nie dają, ale szczęściu pomagają. Nie ukrywam, że od oszustwa jakiemu padliśmy z Łukaszem, nasza sytuacja finansowa pozostawia wiele do życzenia. Mocno kulejemy, na wiele rzeczy nie możemy sobie pozwolić*. Nie chcę by moim życiem rządziły dylematy czy kupić dziecku nowe buciki czy kurteczkę. Jest kilka ciekawych ofert, gdzie, jako były pracownik Orange, miałabym szanse na zatrudnienie na umowę o pracę, ale to praca 12/24. Łukasz pracuje od 9 do 17, Kamila na zmiany raz od 6 do 14, raz od 14 do 22. Żłobki u nas są od 8 do 15... Porażka. Naprawdę porażka. powinny urzędować tak, jak większość rodziców ma godziny pracy czyli od 9 do 17. Więc jestem uziemiona krótko mówiąc. Można powiedzieć, że szukam i nie szukam pracy. Przeglądam ogłoszenia, jak znajdę coś co mi odpowiada, to zapisuję. Nie wysyłam CV z obawy, że mogliby odpowiedzieć. Głupie to, wiem, ale jestem rozdarta. Przeglądam ogłoszenia by wyzbyć się wyrzutów sumienia że jestem bezrobotna, ale nie wysyłam żadnego CV, bo boję się że mnie zatrudnią i będę mieć wyrzuty sumienia że zostawiam dziecko.
Jak pracowałam w Orange, to było fajnie, bo przeszłam sobie na pół etatu, Łukasz miał wtedy nocki, więc on był z małym jak ja od 9 do 13 pracowałam. W dodatku do pracy miałam rzut beretem. Dosłownie 2 minutki. Ale Łukasz dostał lepszą pracę, w ciągu dnia już. Musiałam iść na wychowawczy, potem umowa się skończyła, nie przedłużyli. No i tak zostałam bezrobotną.
Chciałabym mieć taką pracę, gdzie nie musiałabym opuszczać dziecka, coś co mogłabym wykonywać w domu, chociaż dopóki by nie poszedł do przedszkola. Może nie byle co, ale coś związane z grafiką. Przecież nie muszę nigdzie wychodzić by robić w Photoshpie. Ale takiej pracy nie ma, nad czym bardzo ubolewam, bo za jedną pensję plus zasiłek bezrobotnych nie da się żyć. Jak tak dalej pójdzie, to moje rozważania nad pracą będą jeszcze bardziej poważne i pewnie w końcu będę musiała iść. Inaczej cienko widzę przyszłość, a chcę ją jak najlepszą dla małego.


Pisała Welonka


* to główny powód dla którego chcę rzucić palenie

niedziela, 15 kwietnia 2012

Półtora roku

Tyle właśnie skończył dzisiaj mój syn Maksymilian. Boże kiedy to zleciało? A mam wrażenie jakby dopiero co się urodził! Czas szybko upływa i widzę to po Maksymilianie.
Potrafi już tyle rzeczy, ze nie sposób wymienić! Z ważniejszych umiejętności nabytych niedawno, jest umiejętność chodzenia. Uwielbiam patrzeć, jak słodko drepta na tych swoich krótkich nóżkach. Jego przygoda z chodzeniem wprawdzie dopiero się zaczyna, ale ani się obejrzę, a nastanie dzień, kiedy właśnie na tych swoich nóżkach, już dorosłych, pójdzie w swoją stronę. Że niby daleko jeszcze do tego? Szybko zleci, przecież półtora roku tak szybko minęło!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Na dobry początek


Witajcie!
Myślę, że niektórzy z Was będą wiedzieć kim jestem. Uciekłam z innego bloga gdyż nowości jakie tam wprowadzają, są krótko mówiąc do bani. Mam nadzieję, że uda mnie się zagościć tu na dobre. Przygodę z blogspotem uważam za rozpoczętą :)

Pisała Welonka