Mówi się, że kobieta zmienną jest. Tak jest też ze mną, nie inaczej. Jakby nie patrzeć - jestem kobietą :)
Od listopada (ubiegłego już roku) nie mam dredów. I choć w TYM poście zarzekałam się, że ich nie zetnę, po czym w TYM poinformowałam, że jednak to zrobiłam, a po kolejnym roku znowu je doczepiłam (niewłasnoręcznie ofkors) znowu zarzekając się, że to już na zawsze, kolejny raz się ich pozbyłam. Ale nie nie, nie mam jeża na głowie, ani irokeza czy innej krótkiej fryzury. Mam normalnie długie, a właściwie już półdługie włosy. Tym razem podeszłam do tematu mniej impulsywnie i spontanicznie. Była to przemyślana i przekalkulowana decyzja, do której skłoniły mnie dwie rzeczy: